niedziela, 28 lutego 2016

Spod strzech do food trucków

Wspomnienie wakacji jest najprzyjemniejsze, gdy za oknem plucha, a od najbliższego urlopu dzielą dziesiątki kartek w kalendarzu. Wtedy też największą frajdę sprawia urzeczywistnienie chociaż małego fragmentu tych wspomnień. Dość więc narzekania, że zimno i leje! Zamiast tego przenosimy się na węgierskie baseny. W cieniu +30 stopni, można się pluskać bez końca, wokół opalone dziewczyny i prężący (nie tylko piwne) mięśnie mężczyźni, a z pobliskiego mini-baru dochodzi zapach langoszy…



czwartek, 29 października 2015

Przepis na przetrwanie

Mieszkańcy oblężonego Sarajewa zwykle nie mieli do dyspozycji nic poza mlekiem w proszku, olejem, fasolą, grochem, ryżem i mąką. A gdy zdarzyło się, że mieli pod ręką wszystkie te składniki równocześnie, cieszyli się, że choć przez chwilę śmierć głodowa nie będzie zaglądać im w oczy. Mimo takiego niedostatku, gdy tylko mogli sobie pozwolić na wystarczającą ilość opału, gotowali potrawy, które miały im przypominać o czasach pokoju i stworzyć choć mgliste pozory normalności. Gdy siadali do stołu, milkły powtarzane nieustannie słowa „nema ništa” (niczego nie ma) i wszyscy odczuwali ulgę i radość, że znowu było im dane spotkać się razem.



poniedziałek, 26 października 2015

Mały cud Nowego Sadu

Miasto Novi Sad może przypominać nieco Kraków. Pełne studentów i artystów z powodzeniem o każdej porze dnia i nocy zapewnia im strawę dla ducha i dla ciała. Są tu uczelnie, teatry, muzea, galerie, festiwale, puby i kluby. A także wiele miejsc, w których można wypełnić żołądek porządnym, sycącym street foodem. Tutaj jednak, w przeciwieństwie do innych serbskich miast, tym najchętniej kupowanym jest nie ćevapi, pljeskavica czy burek. W Nowym Sadzie króluje index sandvić, czyli jedyna w swoim rodzaju, soczysta i bogata kanapka na ciepło.


czwartek, 15 października 2015

O tym, jak w Bułgarii tradycję wymyślano...

Ciężko jest rościć sobie prawa do nazwania choćby ćevapi swoim daniem narodowym, gdy wkoło wszyscy sąsiedzi twierdzą, że to ich przodkowie zrobili je po raz pierwszy. Jeszcze trudniej jest wtedy przekonać turystów, że nigdzie nie zjedzą tak, jak u nas i że nasza kuchnia jest inna niż naszych sąsiadów. W połowie lat 50. ubiegłego wieku Bułgarzy powiedzieli takiemu stanowi rzeczy „dosta!” (czyli „dość!”) i postanowili stworzyć własne tradycyjne danie – symbol kuchni narodowej i esencję tego, co w Bułgarii najlepsze. Takie danie, które wypromuje ich na zachodnich stołach i przyciągnie rzesze wygłodniałych turystów.


Ćevapi, czyli mięso. I kropka.

Są znane i uwielbiane we wszystkich krajach bałkańskich, a ostatnio stają się coraz bardziej popularne w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Australii, Niemczech i w Polce. Ćevapi. Amerykanie porównują je do małych kiełbasek bez skórki, zaś Polacy doszukują się cech wspólnych z kotletami mielonymi (zwanymi też sznyclami). A trafność tych porównań jest mniej-więcej tego samego rzędu, co jakby powiedzieć, że Rihanna i Beyonce niczym się nie różnią (specjalnie sprawdziłam, różnią się i to bardzo). Bo ćevapi są jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne, a koło kiełbasy i sznycli nawet nie leżały, bo nie zdążyły zanim je zjedzono.


Burek Forever!

Gdy pierwszy raz zawitałam do Serbii, w gościnne progi mieszkańców Kikindy, nie mogłam uwierzyć,ile mięsa jest w tamtejszej kuchni. U nas, w tych najbardziej tradycyjnych potrawach, których nazwy każdy Polak potrafi wyrecytować nawet zbudzony w środku nocy, króluje ziemniak, kapusta, czasem twaróg. Jak mięso, to w daniach odświętnych albo szlacheckich. Proste. A tu proszę: zawsze świeże, tłuściutkie, przyprawione naprawdę tylko dla podkreślenia smaku (bo więcej absolutnie nie trzeba!) mięso.  I też mięso było jednym z najważniejszych składników absolutnego kulinarnego numeru jeden made in Serbia, niezapomnianego smaku, zapachu i charakterystycznego „chrup-chrup”, czyli burka z mięsem. Na jego wspomnienie aż samo prosi się, żeby wykrzyknąć: burek forever!